Rozmaitości
Czwartek, 11 lipca 2013 22:28
Gabriel Jędrol: "Nie o zemstę, a o pamięć wołają ofiary"
NOWY TARG. "Wśród polskiej elity państwowej obserwujemy spór o nazwanie procesu mordowania Polaków „ludobójstwem”. Główne postacie dzisiejszej Rzeczpospolitej powstrzymują się przed użyciem tego określenia" - pisze Gabriel Jędrol.
Uczeń nowotarskiego I LO znalazł się wśród laureatów konkursu organizowanego przez IPN, Kuratorium w Krakowie oraz Uniwersytet im. Jana Pawła II w Krakowie ph. "Kresy – polskie ziemie wschodnie w XX wieku: Dramatyczne losy Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1943 – 1944".Swoją pracę zatytułowaną "Nie o zemstę, a o pamięć wołają ofiary" zaprezentował dziś, podczas nowotarskich obchodów 70. rocznicy Zbrodni Wołyńskiej, zorganizowanych przez Klub Gazety Polskiej.
Poniżej prezentujemy pracę Gabriela Jędrola. Wkrótce - publikacja Marka Srala (także ucznia ILO i także laureata wspomnianego konkursu) pt. "Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta". Prace przygotowane zostały pod kierunkiem mgr Anety Borkowskiej.
"Nie o zemstę, a o pamięć wołają ofiary"
W latach 1943 – 1944 nastąpiło apogeum zbrodni dokonywanych przez ukraińskich nacjonalistów na ludności polskiej zamieszkującej tereny Wołynia i Małopolski Wschodniej. Podobne incydenty miały miejsce już wcześniej podczas sowieckiej i niemieckiej okupacji. Ze względu na charakter antypolskich akcji należy nazywać je ludobójstwem. Były bez wątpienia skierowane przeciwko ludności cywilnej, a nie działaniami koniecznymi do walki o niepodległość państwa ukraińskiego.
W tej pracy chciałbym złożyć hołd ofiarom ukraińskich nacjonalistycznych zbrodniarzy, które straciły życie swoje lub swoich bliskich z błahego, mogłoby się wydawać, powodu odmienności narodowej. Polakom, którym należy się szczególna pamięć potomnych w zamian za długotrwałe zapomnienie.
Zgodnie z definicją ludobójstwa przyjętą w prawie międzynarodowym, opracowaną przez prawnika Rafała Lemkina, ludobójstwo to masowe zabijanie lub eksterminacja grup ludzkich w zamiarze zniszczenia w całości lub w części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych. Dla porównania, mianem zbrodni wojennej określa się przestępstwa popełnione podczas wojny nieusprawiedliwione prowadzeniem działań wojskowych. Problem polega na tym, że przez tzw. poprawność polityczną, która zagłusza rozsądek i moralność, nie wszyscy dostrzegają tę zasadniczą różnicę, że Polacy, czyli grupa narodowa i religijna, mieli „zniknąć” z zamieszkiwanych przez siebie terenów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Mało kto w naszym kraju zdaje sobie sprawę ze skali zbrodni ukraińskich, a nawet nie wie, że się wydarzyły.
U źródeł nienawiści Ukraińców do Polaków należy umieścić destrukcyjny wpływ ideologii nacjonalistycznej i nazistowskiej, stereotyp ukształtowany przez pokolenia oraz nihilizm prawny, którego występowanie wspiera wojna. Według Słownika Języka Polskiego mianem stereotypu określa się uproszczony obraz kogoś lub czegoś, zwykle oparty na częściowo fałszywych sądach, funkcjonujący w świadomości społecznej. Nihilizmem prawnym nazywamy pomniejszanie roli norm prawnych w rozstrzyganiu sporów na rzecz pragmatyzmu i praktyki.
Naszym priorytetem powinno być, by zwrócić utraconą pamięć tym, którzy ponieśli śmierć z rąk ukraińskich nacjonalistów oraz by zwalczyć „nie-moc” pamięci o tragicznej przeszłości naszego narodu.
Nienawiść Ukraińców wobec Polaków jest spowodowana złożonymi procesami. Ciężko więc jednoznacznie określić jej przyczyny. Co za nią odpowiada? Zazdrość o sprawowanie urzędów, posiadanie ziemi, „większego” domu? Stereotyp? Ideologia faszystowska? Nihilizm prawny? Być może wszystkie te czynniki składają się na tak okrutne zachowania, których ludzkimi nazwać nie można.
Pierwszych śladów tworzenia się ideologii ukraińskiego nacjonalizmu należy się doszukiwać w twórczości pisarzy ukraińskich: Tarasa Szewczenki, Iwana Franko, Mykoła Kostomarowa oraz historyka Mychajła Hruszewskiego. Idea eksterminacji Polaków oraz wyrzucenia pozostałej przy życiu ludności polskiej ze spornych ziem była bardzo popularna wśród ukraińskich elit politycznych już w pierwszej połowie XIX wieku. U jej podstaw leżało twierdzenie, że Polacy blokują możliwość integracji Ukraińców z Zachodem, poprzez polską dominację na stanowiskach urzędniczych. W zaborze austriackim ukraińska gazeta „Zoria Hałyćkaja” zachęcała do wytępienia „polskich panów”. Pierwszym przedstawicielem nowoczesnego nacjonalizmu był Mykoła Michnowśkyj, który przed I wojną światową postulował powstanie niepodległego państwa ukraińskiego. Sformułował on hasło: „Ukraina dla Ukraińców”. Do okrucieństw na polskiej ludności, palenia, torturowania, gwałtów doszło już u schyłku I wojny światowej i w czasie wojny polsko-ukraińskiej o Galicję w roku 1919. Część oficerów Ukraińskiej Halickiej Armii (UHA) nie pogodziła się z przegraną. Powołali do życia terrorystyczną i sabotażową Ukraińską Wojskową Organizację (UWO). Najważniejszą rolę w utworzeniu UWO odegrał płk UHA Jewhen Konowalec. Celem UWO była odbudowa niepodległej Ukrainy, propagowanie idei narodowych, a także przeciwdziałanie tendencjom zmierzającym do ugody między Ukraińcami i władzami państw uznanych za zaborcze (Polska, Rosja bolszewicka, a później ZSRR). Najgłośniejszymi akcjami UWO były zamachy na: Józefa Piłsudskiego czy Stanisława Wojciechowskiego (1924). Ukraińska Wojskowa Organizacja w roku 1929 weszła formalnie w skład Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. W dalszym kształtowaniu się ideologii nacjonalistycznej istotną rolę odegrały czasopisma nacjonalistyczne: „Literaturno-Naukowyj Wisnyk” oraz „Zahrawa”.
Najbardziej znaczącą rolę w propagowaniu nienawiści do Polaków odegrał czołowy ideolog nacjonalizmu ukraińskiego Dmytro Doncow. Ogłoszona w roku 1926 w pracy „Nacjonalizm” doktryna nacjonalizmu ukraińskiego wywarła potężny wpływ na kształtowanie się postaw młodych Ukraińców. Doncow uważał przemoc za konieczną, a swoje tezy podpierał sytuacjami zaczerpniętymi z historii, np.: działaniami Hitlera w sprawie Żydów, których Doncow zresztą uważał za „dokonujących kastracji ducha narodu”. Ten zabieg spowodował większą atrakcyjność wyrażanych przez niego poglądów. W 1929 roku powstał „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” autorstwa Stepana Łenkawśkiego. Obowiązkowo uczyła się go ukraińska młodzież nacjonalistyczna. Zawierał bezpośrednie przesłanki do wrogości wobec innych narodowości, np.: „Nie zawahasz się spełnić największej zbrodni, kiedy tego wymaga dobro sprawy”.Ukierunkowana propaganda dążyła do wszczepiania nienawiści. Przedstawiciele „Wielkiej Ukrainy”: Mychajło Drahomanow, Wołodymyr Wynnyczenko, Symon Petlura szerzyli politykę zawartą w programie ideologii nacjonalizmu. Wcześniej Piłsudski podpisał umowę z Petlurą, którą Naczelny Wódz postanowił zerwać przez niejasne stosunki pomiędzy bolszewikami a Ukraińcami, którym przewodził wspomniany ataman. Ważną rolę w programie ideologii odgrywało promowanie odpowiednich wzorców osobowych – głównie postaci związanych z ruchem kozackim, walczących w XVII i XVIII w. z Moskwą i Polską, np.: Bohdana Chmielnickiego, Iwana Mazepy, Iwana Gonty i Maksyma Żeleźniaka. OUN czerpała wzorce m.in.: z bolszewickiej Rosji (rewolucja narodowa, jako droga do sukcesu), III Rzeszy (rola przywództwa) i darwinizmu społecznego (narody pozostają w permanentnej wrogości).
W okresie międzywojennym przyjaźń między Polską a Ukrainą krzewił wojewoda Henryk Józewski. Dzięki jego inicjatywom na Wołyniu Ukraińcy mieli swoje prawa(np.: używanie języka ojczystego w szkołach czy urzędników). Działacze byłej Ukraińskiej Republiki Ludowej w szeregach OUN sprzeciwiali się tej przyjaźni i współpracy. Jako programowy cel wyznaczyli sobie uniezależnienie od Polaków. Niechęć wzniecały również akty polonizacji. Nienawiść tą wspierali później Niemcy i Sowieci. Na Wołyniu w czasie okupacji Stalina panowały prorosyjskie nastroje podczas prześladowania i deportacji Polaków, do momentu gdy Sowieci zaczęli uderzać w Ukraińców. Presja okupanta motywowała ich do wstąpień w szeregi OUN. Zabroniono działalności ukraińskich partii i organizacji, które legalnie działały na Wołyniu w okresie międzywojennym i tępiono wszelkie przejawy dążeń narodowo-niepodległościowych Ukraińców. Niemiecki wywiad –Abwehra – w ramach realizacji wojennych planów III Rzeszy szkoliła późniejszych działaczy OUN, jako V kolumny w kraju okupowanym. Liczyli oni na uzyskanie niepodległej Ukrainy przy aprobacie Niemiec. Poszczególne frakcje OUN-B i OUN-M walczyły w niemieckich szeregach na frontach II wojny światowej. W 1941 roku próbowano nawet utworzyć rząd Jaroslawa Śtecki, który Niemcy szybko rozwiązali. Nie mogli sobie pozwolić na sytuację, w której Ukraińcy, zgodnie z nazistowską doktryną (wywyższenie rasy aryjskiej), nie są ich totalnymi podwładnymi. Po zorientowaniu się przez nazistów w działaniach Ukraińców, którzy próbowali przejmować ośrodki administracji, oddziały rozwiązano, a OUN zeszło do podziemia.
Nadzieje na autonomię za zgodą hitlerowców nie ziściły się, ale Ukraińcy byli nadal manipulowani i wykorzystywani do walki przeciw Polakom. Wbrew temu, co uważają ukraińscy historycy działania nacjonalistów nie miały tylko na celu dobra swojego kraju. Dla każdego Polaka jest oczywiste, że patriotyzm to rzecz chwalebna, a walka o niezawisłe państwo jest wręcz obowiązkiem każdego. Nie powinno być jednak dla nas obojętne, jak taka walka jest prowadzona. Frakcje OUN rywalizowały między sobą o hegemonię. W 1942 r. pracowały już organizacje „Poliśka Sicz” UPA Tarasa Borowcia „Bulby”, OUN-M i OUN-B, charakteryzujące się rożnymi typami działań. Początkowo zbrojną konfrontację preferowali wyłącznie „bulbowcy”. Spory pomiędzy OUN-B a resztą narastały. OUN-B zmieniło taktykę działania – z biernej na czynną, by przodować. Utworzyło bojówki Widdiły Osobływoho Pryznaczennia (WOP) i Samoobronni Kuszczowi Widdiły (SKW), które przerodziły się później w oddziały walki zbrojnej. OUN-B uczyniło się głównymi dowódcami podziemia nacjonalistycznego. OUN stało się nierozerwalnie połączonym z UPA. Nakazywano wszystkim dołączenie do nich lub grożono rewolucyjnym trybunałem. Według niemieckiego meldunku z 1 listopada 1943 r., UPA osiągnęło ok. 40 tys. członków.
Eksterminacja Polaków na terenach Wołynia i Małopolski Wschodniej była z góry zaplanowana przez dowództwo. Na III Konferencji Wojskowej OUN w lutym 1943 r., podczas której ostatecznie podjęto decyzje związane z przywództwem, omawiano również cele działań walki zbrojnej. Niektórzy za głównego wroga obrali Niemców i partyzantkę sowiecką. Inni – przede wszystkim Roman Szuchewycz i Dmytro Kłaczkiwśkyj twierdzili, że walka powinna być skierowana przeciw Sowietom i Polakom, „gdyż to oni stanowią największe zagrożenie dla planów utworzenia niepodległej Ukrainy”. Od roku 1943 nie może już być mowy o jakichkolwiek spontanicznych akcjach antypolskich. Przywódcy OUN Bandery, a potem UPA wydawali rozkazy zabijania wszystkich Polaków, w tym starców, kobiet i dzieci. Czasem mordowano dzieci szczególnie okrutnie, np. przez rozdzieranie nóżek (z morderczym hasłem „Tyś polski orzeł”) czy rozdzierając im usta („Polska od morza do morza”). Bojówkarzy w akcjach wspierała „czerń”, czyli miejscowa ludność uzbrojona w kosy, noże, siekiery i inne tego typu narzędzia. Perfidność antypolskich akcji przekraczała wszelkie granice. Mordowanie niewinnej, bezbronnej ludności to nie wszystko. Miało ono zdradziecki charakter. Na przykład, obłudnie rozrzucano ulotki, nawołujące do zjednoczenia się Polaków z Ukraińcami. Sąsiedzi uspokajali Polaków, jednocześnie zaznaczając, ze opuszczenie przez nich wiosek będzie aktem wrogości. Do ostatnich dni udawali solidarnych, a w czasie mordów często brali w nich bezpośredni udział. Zdarzyła się również prośba współpracy AK z UPA w powiecie włodzimierskim w Dominopolu – zakończona podstępnym zamordowaniem polskiego oddziału wywiezionego wcześniej do lasu oraz spaleniem miejscowości wraz z ludnością. Kolejnym sposobem na osłabienie czujności Polaków było zawiadamianie, ze nadjeżdżają Niemcy i należy ukryć broń. Po ogólnym bilansie nasuwa się wniosek, że na terenach Wołynia więcej krzywdy Polakom wyrządzili ukraińscy nacjonaliści niż naziści. Polacy dobrowolnie wybierali wyjazd na roboty do Niemiec niż nieustanne bycie narażonym na mordowania. Ludobójstwo na ludności polskiej to nie jedyne zbrodnie, w których brali udział działacze OUN. Nacjonaliści ukraińscy uczestniczyli również w tłumieniu Powstania Warszawskiego. Frakcja OUN pod dowództwem Petra Diaczenko trudniła się najbardziej nieludzkimi czynnościami, do których zapewne zdążyła już przywyknąć - paliła i dobijała rannych.
Bardzo dużą odpowiedzialność za mordy ponosi Kościół greckokatolicki. Nakłaniał on do walki o niepodległość Ukrainy wszystkimi dostępnymi środkami. Święcił nawet narzędzia zbrodni. Arcybiskup Andrzej Szeptycki, współczesny bohater Galicji - wnuk Aleksandra Fredro, mający kontakty z biskupem krakowskim Adamem Sapiehą, przyjaźniący się ze św. Bratem Albertem, również nawoływał do walki o wolną Ukrainę. Nie popierał jednoznacznie działań „upowców”, lecz odprawiał msze za Hitlera, który miał się przyczynić do oswobodzenia Ukrainy. Tymczasem rodzina Szeptyckiego w 2007 r. wysłała list do Warszawy, w którym przeciwstawiała się budowaniu pomnika ku czci ofiar ludobójstwa, co sporo mówi nam o charakterze działań duchownego. Trudne do wyobrażenia jest, że w kościołach w czasie procesji Bożego Ciała w 1943r. śpiewano refren: „rżnij Lachów, rżnij”. Przerażające jest to, że Kościół greckokatolicki nie czuje skruchy, a nadal miesza sprawy religijne z polityką opartą na nienawiści. Nie wszyscy księża pozwalali na to, by stać się trybikiem w maszynie prześladującej Polaków. Ci, którzy nie wspierali działalności w mordowaniu Polaków również płacili za to życiem (np.: ks. Serafin Jarosiewicz, proboszcz grekokatolicki z parafii Żabcze k. Łucka – oblany benzyną i spalony żywcem za udzielenie pomocy prześladowanym). Wszystkie działania Bandery i jego „bandy” były mocno zakorzenione w religii chrześcijańskiej. Czerpał on ze swej wiary filozoficzną podbudowę do dokonywania zbrodni ludobójstwa. Ojciec zbrodniarza pełnił posługę duchownego. Także matka, Mirosława, pochodziła ze znanej rodziny grekokatolickich księży. Najstraszniejsze jest to, ze Bandera stał się w kościele unickim nieformalnym świętym. Przykładowo, ostatnia pielgrzymka kapelanów armii ukraińskiej po sanktuariach maryjnych Europy zakończyła się w Monachium przy grobie Bandery. Cerkiew greckokatolicka wyraźnie wspiera następców nacjonalistów OUN-UPA. Nadal jest wykorzystywana w sprawach politycznych. Podczas wizyty Patriarchy Cyryla na Ukrainie nacjonaliści ze „Swobody” ogłaszali go wrogiem suwerenności narodu ukraińskiego, chociaż celem jego wizyty było wyłącznie polepszenie stosunków miedzy rosyjskimi i ukraińskimi ośrodkami kościelnymi na drodze dyplomatycznej.
Ludobójstwo dokonane przez zbrodniarzy ukraińskich miało wyjątkowo brutalny charakter. Wydaje się, że „wymyślności” w torturach i morderstwach mogliby pozazdrościć im najwięksi zbrodniarze ludzkości. Zbrodnie ukraińskich nacjonalistów dotknęły wiele znaczących osobistości. Świadczy o tym, m.in. historia kosmonauty – Mirosława Hermaszewskiego oraz jego brata – Władysława, który był generałem lotnictwa. Rodzinna wieś, Lipniki, całkowicie spalona, zniknęła z powierzchni ziemi. Obaj cudem zdołali ujść z życiem, dzięki zaparciu matczynego instynktu oraz dobrej woli braci Ukraińców, których nie zdołała skazić bezwzględna idea nienawiści wobec innych narodów, w szczególności do Polaków. Tragiczny los z rąk „upowców” spotkał też oficera i poetę Zygmunta Jana Rumela. Jako wysłannik pokojowy został pojmany i rozerwany na strzępy końmi. Karmelicie Bartłomiejowi Czosnek wyrwano język i genitalia. Przytoczę kilka przykładów innych akcji dokonywanych przez OUN-UPA. W Hucie Pieniackiej zamordowano 1100 osób, głownie dzieci, kobiety i starców. We wsi Palikrowy śmierć poniosło 365 osób. W Chodaczkowie Wielkim 850. W Ostrowach i Woli Ostrowieckiej zamordowano 1050 osób, a ks. Stanisławowi Dobrzańskiemu obcięto głowę. Ks. Karola Barana przecięto piłą. Ks. Hieronima Szczerbskiego obwiązano drutem kolczastym, wrzucono do studni i zakopano żywcem. O. Ludwika Włodarczyka chłostano, przysmażano mu stopy, a następnie został przepołowiony. W Janowej Dolnej doszło do masakry w Wielki Piątek. W „dziki taniec” poszły noże, widły i siekiery. W akcjach swój udział miały też kobiety, które trudniły się rabowaniem, a później podpalały domostwa. Ukraińcy zajmowali się również odcinaniem drutów telefonicznych i blokowaniem dróg w celu uniemożliwienia drogi ucieczki. Podczas akcji rozgrywały się „dantejskie sceny". Rozpruwano brzuchy, obcinano kończyny. Inne „wymyślne" techniki znęcania się nad bezbronnymi ofiarami wykorzystywana przez Ukraińców to m.in. podpalanie, zdzieranie żyletką skory z twarzy, obcinanie uszu, solenie poranionych miejsc, miażdżenie noworodków wyciąganych z rozciętych brzuchów matek. Podczas rzezi Hnidawy pięcioletnią dziewczynkę zmuszono do wypicia kubka krwi własnego ojca, któremu wcześniej odcięto głowę. Dzieci nakłaniano również do jedzenia ciała pomordowanych.
Polacy nie godzili się z niepohamowanym wyrzynaniem współbraci. Tworzono oddziały Samoobrony w celu uchronienia przed zorganizowanymi atakami nacjonalistów. Później te partyzanckie oddziały stały się podstawą 27 Dywizji AK. Ludzie uciekali ze wsi do miast, gdzie w szczytowych momentach znajdowało się do 12 tys. ludzi. Polacy nie mogli dopuszczać, by powtarzały się takie sytuacje, jak "krwawa niedziela", kiedy to zamordowano ponad 500 osób w ataku na ok. 180 wsi. Ukraińcy zdawali sobie sprawę z tego, że w ten dzień większość polskiej ludności będzie na mszach w kościołach i tym łatwiej się ich „pozbędą”. Największym problemem Samoobrony był brak broni, którą w miarę upływu czasu stopniowo zdobywano oraz brak pożywienia dla tak wielkiej ilości ludzi. Samoobrony na wzór wojskowy organizowano w Rożyszczach, Antonówkach, Rafałówkach czy Przebrażu, gdzie pod dowództwem Henryka Cebulskiego "Harry'ego" oraz Ludwika Malinowskiego broniono się przed większością ataków UPA z pozytywnym skutkiem.
Niektórych morderców nie spotkała żadna kara za dokonane czyny. Dmytro Klaczkiwski, Roman Szuchewycz, Miroslaw Onyszkiewicz to nazwiska głównych dowódców kierujących rzezią Polaków, nie będących nigdy potępionymi za swe zbrodnicze działania. Współpracownik Szuchewycza – Wasyl Kruk, by uchronić się przed karą ze strony ZSRR wydal swoich przyjaciół z UPA. Mimo to, po 2000 roku twierdził, że banderowcy starali się nie dopuszczać do rzezi dokonywanych na Polakach. Andrij Melnyk, „Taras Bulba”, Petro Diaczenko wyemigrowali do Ameryki Północnej. Ideolog Dmytro Doncow wykładał na uniwersytecie w Montrealu. Morderców z OUN-UPA przyjęto też w Wielkiej Brytanii i innych zachodnich krajach, gdzie wiedli spokojne życie, podczas gdy Anglicy traktowali Polaków po wojnie jak niechciane "obiekty". Przecież zawdzięczali naszym lotnikom swoja niepodległość, a nie zaproszono ich nawet na zwycięską defiladę. W tej sytuacji widać paradoksalne ludzkie zachowania, w dodatku wśród tych, których powszechnie uważa się za wzory do naśladowania. Warto pamiętać o historii i nie przyjmować bezgranicznie fałszywych obrazów nieskazitelnych Europejczyków z Zachodu, które są tendencyjnie wpajane w dzisiejszym „wolnym” świecie.
Działania Ukraińców bez wątpienia miały na celu pozbycie się ludności polskiej z terenów Wołynia i Małopolski Wschodniej, która rzekomo była główną przeszkodą do uzyskania suwerenności. Eksterminacja rozpoczynała się od pojedynczych morderstw i przechodziła do masowych rzezi. Okrutna śmierć zadawana często poprzez znęcanie się nad dziećmi, kobietami, starcami dotknęła ok. 130 tysięcy Polaków. Liczba ofiar, metody i cel wskazują wyraźnie, że to było ludobójstwo. Depolonizacja godziła również w katolicyzm, który utożsamiano z Polakami, gdyż Ukraińcy zamieszkujący tereny działań nacjonalistów byli grekokatolikami. Doszczętnie zniszczono ponad sto kościołów, a tragiczną śmierć poniosło ok. 160 księży. Planowane działania Ukraińców przeciwko „Lachom” miały prowadzić do całkowitego wyeliminowania polskiej kultury, by zapobiec jakimkolwiek pretensjom Polaków do terenów wyżej wspomnianych. O tragicznych wydarzeniach świadczą dokumenty ukraińskie (np.: sprawozdanie komendanta rejonu „Bereh” – „Sokyry” z 4 maja 1943r.), niemieckie (np.: meldunek gen. Hauffe z 21 stycznia 1944r.), sowieckie (np.: meldunek sowieckiego oddziału Szytowa z 30 marca 1943r.) oraz zeznania podczas procesów (np.: zeznanie Iwana Hrynia, uczestnika pogromu ludności polskiej w kościele w Porycku). Dokonane mordy odbijają się echem do czasów nam współczesnych. Dorobek dziesiątków pokoleń żyjących tam ludzi poszedł na marne. Umiera pamięć o ogromnej spuściźnie kulturowej, która leży u podstaw polskiej tożsamości i historii. Odchodzą już ostatni świadkowie. Jednak najważniejsze jest dla nich jednoznaczne potępienie - przez władze Rzeczpospolitej, polityków, media – sprawców: przywódców i członków OUN i UPA, oddziału SS „Galizien” oraz tych wszystkich Ukraińców, którzy dopuścili się mordowania polskiej ludności. Żadne zasady poprawności politycznej czy wymogi tzw. „wielkiej polityki” nie powinny tuszować tak strasznej zbrodni. Najwyższy czas, by dowiedział się o niej świat. Pamięć o tych strasznych wydarzeniach i polskich męczennikach powinna na zawsze zakorzenić się w pamięci Polaków, by uczcić pamięć bestialsko pomordowanych i ich poświecenie wobec tradycji, rodzin i Ojczyzny.
Tymczasem wśród polskiej elity państwowej obserwujemy spór o nazwanie procesu mordowania Polaków „ludobójstwem”. Główne postacie dzisiejszej Rzeczpospolitej powstrzymują się przed użyciem tego określenia. W 2009 roku Polskie Stronnictwo Ludowe stworzyło projekt uchwały o potępieniu ludobójstwa ukraińskiego. Ówczesny Marszałek Sejmu – Bronisław Komorowski, przy aprobacie większości partii politycznych nie dopuścił danego wniosku pod głosowanie. Nie jest również jasne, dlaczego polscy politycy nie brali udziału w uroczystościach wspominających bestialsko pomordowanych. W tym wypadku historia kolejny raz zatacza koło. Trudno domagać się takich „radykalnych” kroków, skoro podobna sytuacja nadal dotyczy Katynia – o wiele bardziej medialnego. Prawda w tej kwestii nadal jest zacierana, mimo wielu starań, szczególnie ze strony członków rodzin katyńskich. Doradca prezydenta ds. międzynarodowych - Roman Kuźniar stwierdził, że w świetle definicji ludobójstwa, egzekucje katyńskie to zbrodnia wojenna. W tej sprawie zostały złamane jakiekolwiek zasady logiki. Obłuda i brak moralności polskich polityków najwyraźniej nie zna granic. Nazwy oddziałów Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) i Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) oraz nazwiska Andrija Melnyka, Stepana Bandery czy Tarasa Borowcia „Bulby” nie są wystarczająco znane, zwłaszcza przez polskie dzieci i młodzież. Można zrozumieć pomijanie tych kwestii w czasach PRL-u, kiedy to Związkowi Radzieckiemu nie na rękę były waśnie pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Wbrew pozorom, po upadku systemu komunistycznego, prawda nadal jest zakłamywana. Chodzi tutaj o przetwarzanie faktów, chociażby wyżej wspomniane nazywanie ludobójstwa zbrodniami wojennymi lub ich celowe ukrywanie.
Z przeprowadzonej przeze mnie kwerendy wynika, że w podręcznikach do liceów ogólnokształcących i techników, wydanych po 1989r., które były najczęściej wybierane przez nauczycieli, ludobójstwo dokonane przez Ukraińców na Polakach nie zostało bezpośrednio nazwane „ludobójstwem”. Profesor Andrzej Garlicki w podręczniku „Historia 1939-2001, Polska i świat” umieścił krótką wzmiankę na temat stosunków polsko-ukraińskich po zakończeniu II wojny światowej – „Na stosunkach polsko-ukraińskich głębokim cieniem kładła się pamięć dokonywanych przez Ukraińców okrutnych rzezi Polaków na Wołyniu i – na mniejszą skalę – w Galicji Wschodniej.”
W materiale opracowanym przez Wydawnictwo Szkolne PWN z 1998r. poruszono kwestię „konfliktu między Polakami i Ukraińcami w Galicji Wschodniej i na Wołyniu”. Autorzy zaznaczyli, że „UPA podjęła akcję depolonizacji przez mordy na ludności polskiej.” W rozdziale zatytułowanym „Konsekwencje II wojny światowej” w „Historii najnowszej – Zakres rozszerzony” Wydawnictwa Operon z 2004r. odnalazłem niewielkich rozmiarów tekst poświęcony Polakom na Wołyniu: „Część Polaków została zgładzona przez nacjonalistów ukraińskich na Wołyniu” oraz szacowanej liczbie wymordowanych przez Ukraińców Polaków w „akcjach przeciwko polskiej ludności cywilnej”. W podręczniku tym zawarte zostały szczegółowe informacje dotyczące rozliczenia odpowiedzialnych za popełnione ludobójstwa nazistów podczas procesów w Norymberdze. Zapomniano jednak o rozliczeniu zbrodniarzy OUN-UPA. W wersji podstawowej w/w wydawnictwa książki wydanej w 2003r. umieszczono identyczną informację na temat Wołynia. W podręcznikach: „Poznać przeszłość, zrozumieć dziś, Historia – dzieje najnowsze 1872-2006” Wydawnictwa Stentor z 2007r. oraz „Historia – Burzliwy wiek XX” Wydawnictwa Nowa Era z roku 2010również zostaje użyta nazwa „Ukraińskiej Powstańczej Armii”. Słowo „ludobójstwo” jednak nie pada: „Ukraińscy nacjonaliści (…), terrorem chcieli zmusić ludność polską do opuszczenia zamieszkiwanych przez nią ziem, mordując ok. 100 tys. Polaków.” Zamieszczono tam informacje o UPA „walczącej z partyzantami radzieckimi i polskimi” i „rzezi Polaków na Wołyniu.” Z analizy podręczników wynika, że pomijanie niezmiernie ważnych faktów w historii nie jest tylko reliktem przeszłości. Istnieje groźba, że ta tendencja może narastać spowodowana osłabieniem krzewienia patriotyzmu w szkołach i całkowicie nietrafionymi reformami szkolnictwa w dziedzinie historii.
Nie powiedzenie całej prawdy jest wygodnym politycznie kłamstwem. Ludobójstwo dokonane na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów powinno stać na równi ze zbrodniami dokonywanymi przez nazistów i komunistów. Można je porównać jedynie do ludobójstwa Ormian w Turcji w czasie pierwszej wojny światowej czy Holokaustu Żydów i Cyganów podczas drugiej. Jednak w dzisiejszych czasach zapanowała moda na nazywanie „czarnego” „białym”, a „białego” „czarnym”.
Tę „modę” wspiera m.in. Wołodymyr Wiatrowycz, ukraiński historyk i dyrektor Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego we Lwowie, który nie zgadza się z uzasadnionymi twierdzeniami polskich badaczy, że walka polsko-ukraińska miała charakter wyłącznie etniczno-polityczny. Wedle tej maksymy zbrodniarze OUN-UPA są na Ukrainie czczeni jako bohaterowie walczący o niepodległość swojego kraju – gdy w rzeczywistości mordowali bezbronnych cywili, a polska elita wzbrania się przed okrutnymi faktami. W dzień Nowego Roku 2013 r. w ukraińskiej telewizji „TBI” został wyświetlony film fabularny poświęcony Stepanowi Banderze pt.: „Atentat. Jesienne zabójstwo w Monachium” w reżyserii Olesia Janczuka, znanego z antypolskiego i „probanderowskiego” filmu „Żelazna sotnia”. Zawiera on nieskazitelne sylwetki „banderowców” i swojego wodza, jako męczennika narodowego. Obraża to pamięć pomordowanych i szczególnie rani rodziny ofiar, które czasami poświęcają całe swoje życie, by dotrzeć do prawdy.
Nikt z rządzących w Polsce nie zaprotestował przeciwko tym produkcjom. Dla kontrastu, polska ambasada w USA sprzeciwiła się emisji kontrowersyjnego filmu pt.: „Nasze matki, nasi ojcowie” w Stanach Zjednoczonych, wyemitowanego w Niemczech między 17 a 20 marca 2013 roku. Zaprezentowano w nim fałszywy obraz żołnierzy Armii Krajowej, jako zagorzałych antysemitów, obdzielając w ten sposób odpowiedzialnością za Holokaust nie tylko Niemców. Czy stanowisko zabierane w tych sprawach nie powinno być analogiczne? Atmosfera Euro 2012 organizowanego wspólnie przez Polskę i Ukrainę, które według mnie, posłużyło do zaimponowania opinii publicznej w ramach starożytnej zasady: „chleba i igrzysk”, spotęgowała zamiatanie prawdy pod dywan. Niezgłoszenie jakichkolwiek sprzeciwów w sprawach m.in. manifestacji z nacjonalistycznymi hasłami przyłączenia do Ukrainy „przynależnych” jej ziem południowej i wschodniej Polski odbywającej się we Lwowie na wiecu poświęconym Dniu Jedności Ukrainy, odważę się określić polską porażką, porażką polskiej polityki zagranicznej, historycznej, edukacyjnej. To, niestety, kropla w morzu. Bezmyślni ignoranci lub zakłamani działacze, jak np.: Jurij Michalczyszyn, który powiedział, że idea ukraińskiej nacji przewiduje priorytet Ukraińców nad innymi ideami, i „gdy przy zagrożeniu dla tych wartości konieczne jest działanie, związane z pozbawieniem życia wrogo nastawionego do Ukraińca osobnika, oczywiście, takie działanie musi być zrealizowane", celowo zaostrzają stosunki polsko-ukraińskie.
Organizują rajd rowerowy „Europejskimi śladami Stepana Bandery”, który odbył się w sierpniu 2009 r. na trasie z Czerwonogrodu do Monachium, w którym udział wzięły zarażone wypaczonym nacjonalizmem ukraińskim dzieci i młodzież. Stawiają na lwowszczyźnie pomnik rzekomych ofiar „polskich szowinistów” czy wychodzą z inicjatywą nazwania stadionu na Euro 2012 we Lwowie imieniem Stepana Bandery. Biskupi grekokatoliccy poświęcili również pomnik Bandery we Lwowie. „Zaszczyt pomnika" spotkał również Romana Szuchewycza. Obu tych zbrodniarzy były prezydent Wiktor Juszczenko uczynił oficjalnymi bohaterami Ukrainy. Szef fundacji Ukraina-Ruś – Rostysław Nowożeniec wydał nawet w 2010 roku przewodnik pt.: „Ukraińskie miejsca w Polsce”. Znalazło się w nim m.in. twierdzenie, że poeta Juliusz Słowacki i królowie Zygmunt August oraz Stanisław August Poniatowski byli Ukraińcami, a także, że Kraków jest "staroukraińskim grodem". W czasach Euro 2012 nie było mowy o ‘rozdmuchiwaniu’ starych zatargów, w ramach już wyżej wspomnianej „poprawności politycznej”. Niekontrolowana niczym, źle pojęta globalizacja, burzy kulturowy i społeczny, a przede wszystkim moralny ład w Europie.
W mojej opinii winą za wzrost antypolskich nastrojów można również obarczyć polskich polityków. Ogromny udział bierze w tym ukraińska szowinistyczna partia „Swoboda”, kultywująca tradycje OUN i UPA. Opinia publiczna nie uzyskuje rzetelnych informacji i karmiona jest informacjami zastępczymi. Wyżej wymienione, ważne sprawy, są bagatelizowane. Taką sprawą jest właśnie uzyskanie 10%-owego poparcia w wyborach parlamentarnych ukraińskiej nacjonalistycznej partii „Swoboda”. Przypuszczać można, że poparcie dla niej będzie rosło, dzięki jej skrajnemu charakterowi, pociągającemu za sobą Ukraińców w dobie ogólnoświatowego kryzysu gospodarczego i złych warunków życia w tym kraju. Z coraz większym naciskiem szerzy ona agresywną politykę wobec Polski i ustanawia ukraińskich morderców bohaterami. Organizuje pod swoim patronatem marsze z pochodniami z okazji 104. Urodzin Stepana Bandery. Przed II wojną światową Bandera był organizatorem akcji terrorystycznych m.in. zamachów w 1933 roku na konsulat radziecki we Lwowie oraz w 1934 roku na ministra spraw wewnętrznych II RP Bronisława Pierackiego.
Za zamach na Pierackiego został skazany na karę śmierci, zamienioną następnie na dożywocie na mocy amnestii. Uwolniony został po upadku II RP. 30 czerwca 1941 roku Bandera ogłosił we Lwowie powstanie niepodległego państwa ukraińskiego, za co w lipcu 1941 r. został aresztowany przez Niemców i osadzony w obozie w Sachsenhausen. Po II wojnie światowej znalazł się emigracji w Monachium. Zamordował go sowiecki agent, by unieszkodliwić „mózg” stawiających opór przed reżimem Ukraińców. Sprzeciw wobec nobilitowaniu Bandery wyraziła właśnie Rosja, którą również uważał za głównego wroga. Ponadto „Swoboda” w swoim programie politycznym zawiera jawne treści dotyczące agresji wobec Polski - posiadaczki ziem „należnych” Ukrainie. Gdy dzisiejsi nacjonaliści Bandery w Kijowie robią w rocznicę urodzin wodza Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów demonstrację pod hasłem „Przyjdzie Bandera i zrobi porządek” to należy mieć to na uwadze. Notowania partii wspomaga obecny kryzys gospodarczy. Znane są już takie sytuacje z historii, kiedy to partie polityczne o skrajnych i radykalnych programach zdobywały poparcie i przejmowały władzę w kraju, co doprowadzało do długotrwałych tragedii. Właśnie w tej sytuacji polska elita rządząca powinna głośno i do skutku protestować przeciw sytuacji pogłębiającej się za naszą wschodnią granicą. Tymczasem daleko do tak optymistycznej prognozy domagania się prawdy dotyczącej mordów na Polakach – wręcz przeciwnie – między Polską a Ukrainą buduje się stosunki oparte na kłamstwie. Inne narody domagają się rekompensat za wyrządzane w przeszłości krzywdy. Czasem ich działania odznaczają się wyjątkowo agresywnym charakterem oraz kontrowersjami. Przykładowo, polityk Erika Steinbach, przewodnicząca Związku Wypędzonych w Niemczech, którego założyciele byli nazistami, żąda od Polaków odszkodowań za wysiedlenia Niemców z Polski po II wojnie światowej. Marginalizuje przy tym krzywdy wyrządzone przez swój naród innym krajom. Czynią tak również Ukraińcy i Rosjanie, odpowiedzialni za nieszczęścia innych narodów.
Jednak „nie chowają głowy w piasek”, lecz nadal dbają o interesy swoich krajów, w tym wypadku o pamięć współbraci. Tymczasem Polacy zamiast starać się o potępienie ludobójstwa dokonanego przez Ukraińców, nazywają akcję „Wisła” „naruszeniem podstawowych praw człowieka”. Projekt uchwały przygotował poseł PO, działacz Związku Ukraińców, Miron Sycz, którego ojciec - Ołeksander Sycz, należał do UPA. Akcja „Wisła” trwała od kwietnia do lipca 1947 r. W jej trakcie przymusowo wysiedlono około 140 tysięcy osób narodowości ukraińskiej bądź określającej się jako łemkowska czy rusińska, a także pewną liczbę prawosławnych Polaków z Podkarpacia i Lubelszczyzny. Nie należy jednak oceniać tej sprawy bez kontekstu historycznego, z którego wynika, że był to niezbędny krok do rozwikłania problemu podziemia ukraińskiego na tamtejszych terenach, które nieustannie nękało Polaków swoimi atakami. Oprócz tego, Polska pod jarzmem Związku Radzieckiego nie była wówczas suwerennym krajem.
Nasuwa się pytanie: dlaczego zajmować się potępianiem akcji, która ostatecznie rozwiązała problem morderstw dokonywanych przez działalność OUN-UPA, kiedy w kraju powstrzymuje się od nazywania tych morderstw ludobójstwem? Nasuwa się wniosek, że Polacy bardziej dbają o interesy narodowości, która wyrządziła polskiej niewyobrażalne krzywdy, niż o swoje własne. Co o wiele gorsze – nadal uważa, ze działania te były słuszne. Po stronie ukraińskiej na palcach jednej ręki można liczyć historyków czy publicystów pragnących dokonać rozrachunku zbrodniczej karty w działalności OUN-UPA. Przez lata, oficjalnie na Ukrainie mistyfikowano historię poprzez sformułowania takie, jak „konflikt polsko-ukraiński”, „walki”, „spór”. To obraza pamięci niewinnych dzieci, które straciły swoje życie przez zbrodnicze działania ukraińskich nacjonalistów. Te, które przeżyły również już nigdy nie zaznały szczęścia w życiu, przez męki, jakich doświadczyły z powodu dostarczonej nienawiści. Nie ma żadnej symetrii moralnej między przymusowym przesiedleniem a ludobójstwem, jakie OUN-UPA realizowała konsekwentnie od 1943 roku. Tutaj wyraźnie kształtuje się paradoks polskiej działalności międzynarodowej i wewnętrznej.
Złośliwi, bierność i uległość Polski tłumaczą jej położeniem geograficznym, długim okresem braku suwerenności czy niezasobnością w surowce naturalne. Czy zatem należy zapominać o prawdzie i udawać, że wszystko jest „ok”? Już dzieci wiedzą, że kłamstwo ma „krótkie nogi”. Tylko poprzez prawdę można dojść do przebaczenia i pojednania. Jak wyglądałyby stosunki polsko-niemieckie, gdyby nie przyznawano się do tworzenia komór gazowych w Auschwitz lub przemilczano ludobójstwo cywilów w czasie Powstania Warszawskiego? W naszym kraju widnieje jawny podział w analogicznych sytuacjach na tych, którzy bardziej lub mniej zasługują na pamięć. Dotychczas niejasnym dla mnie jest „głębsze” umotywowanie takich działań. Należy je tłumaczyć wyłącznie hipokryzją i obłudą, czy znaną nam z poprzednich wieków dbałością o swoja prywatę?
Rządzący są odzwierciedleniem narodu, a ten bez historii jest niczym, dlatego należy pamiętać o Polakach bestialsko pomordowanych przez ukraińskich nacjonalistów. W innym wypadku nie należy liczyć na poprawę jakichkolwiek aspektów życia w naszym kraju. Na kłamstwie nic nie zbudujemy.
O pamięć pomordowanych dbają ich rodziny. Są organizowane pielgrzymki na Kresy, w których udział bierze, np.: wspomniany wcześniej Mirosław Hermaszewski oraz ks. Isakowicz-Zaleski. Na trasie znajdują się wsie.: Huta, Podkamień, Palikrowy, Moczulanka, Lewacze, Niemila, Jackowicze, gdzie można jeszcze spotykać ostatnich żyjących świadków tych strasznych wydarzeń. Krajobrazy „Kresów” przepełnione są mogiłami, które ciągną się kilometrami. Jestem pełen nadziei, że dzięki tym osobom pamięć o ludobójstwie dokonanym na ludności polskiej przez ukraińskich nacjonalistów, których śmiało można nazwać faszystami - nie zginie. Konieczne są inicjatywy prowadzenia zajęć edukacyjnych w szkołach, które pobudzą patriotyzm wśród dzieci i młodzieży i zapewnią pamięć. Ufam, że w niedalekiej przyszłości polityka naszego kraju zmieni się i za priorytet obierze oddawanie szacunku swoim przodkom, bez których poświęcenia, być może nie istnielibyśmy, jako autonomiczny kraj. „Kresowian zabito dwukrotnie; raz przez ciosy zadane toporami, drugi raz przez przemilczenie”.
Bibliografia:
Filar W., „Burza” na Wołyniu, Oficyna Wydawnicza RYTM, Warszawa 2010, str. 23-114
Kirschner H., Notatki wołyńskie, SmertLacham, ARCANA, Kraków 2010, str.183-234
Ks. Isakowicz-Zaleski T., Przemilczane ludobójstwo na Kresach,małe wydawnictwo, Kraków 2010, str. 1-78
Siemaszko E., Bilans zbrodni, [http://ipn.gov.pl/__data/assets/pdf_file/0018/83043/1-40782.pdf]
Tuzow-Lubański E., „Terytorialne apetyty Tiahnyboka”, „Zbliża się banderowska rewolucja?”, „Protesty przeciwko patriarsze”
Newsweek:: „Ukraina: Nacjonaliści chcą zwrotu ziem do Polski”
Tygodnik Powszechny: „Bandera: mit, historia, rajd rowerowy”
www.bibula.com; Dział: Kresy
www.naukowy.pl : „Nacjonalizm ukraiński”
Film fundacji Armii Krajowej pt: „Armia Krajowa na Kresach – „Pożoga”
Dodatkowo:
Burda B., Halczak B., Józefiak R., Szymczak M., Historia najnowsza – Zakres podstawowy, Operon, Gdynia 2003, 427/03, 180-187
Burda B., Halczak B., Józefiak R., Szymczak M., Historia najnowsza - Zakres rozszerzony, Operon, Gdynia 2004, 27/04, str. 191-198.
Garlicki A., Historia 1939-2001, Polska i świat, Wydawnictwo Naukowe „Scholar”, Warszawa 2004, 249/02”, str. 173-176
Przybyliński M., Poznać przeszłość, zrozumieć dziś, Historia – dzieje najnowsze 1872-2006, STENTOR, Warszawa 2007, DKOS-5002-50/05, str. 180-199
Radziwiłł A., Roszkowski W., Historia 1939-1956, Wydawnictwo Szkolne PWN, Warszawa 1998, 46/98, str. 91-101
Śniegocki R., Historia – Burzliwy wiek XX, Nowa Era, Warszawa 2010, DKOS-4015-111/02, str. 204-215.
komentarze