Rozmaitości
Sobota, 29 sierpnia 2020 08:45
Turysta opisuje spływ Przełomem Dunajca: "Jeszcze mnie nerwy szarpią"
"Proszę, zamieście na swoim portalu nasze przygody ku przestrodze dla innych, którzy wybierają się na spływ" - napisał w liście do Redakcji podhale24.pl, turysta.
"Jesteśmy z rodziną na wczasach w Zakopanem. Jeden dzień chcieliśmy przeznaczyć na spływ Dunajcem. Widzieliśmy w internecie kilka wpisów przestrzegających przed słowackim spływem. Sądziliśmy, że to tylko takie gadanie i 'przestrogi' sponsorowane przez polski spływ, aby odebrać trochę klientów konkurencji. Kilka wpisów było broniących Słowaków. Zdecydowaliśmy się na wyjazd z pewnym biurem turystycznym z Zakopanego na słowacki spływ. 28 sierpnia wsiedliśmy do autobusu, było nas około 40 osób, na przystani na Słowacji załadowano nas na dwie łodzie. Na naszej było nas 20 osób. Siedzieliśmy na pięciu ławkach, więc na ławce nie było aż tak ciasno, ale na całej łodzi już tak, a dla flisaka zostało bardzo mało miejsca. Pierwsza przestroga z internetu się potwierdziła. Słowacy rzeczywiście przewożą ponad stan.
Druga przestroga o zatrzymaniu się łodzi na mieliźnie, potwierdziła się częściowo. Choć całkowicie nie zatrzymaliśmy się, to w kilku miejscach było czuć kamienie pod łodzią i wyraźnie zwalnialiśmy.
Natomiast trzecia przestroga, o wysadzaniu pasażerów przed końcem spływu' potwierdziła całkowicie. Kilkaset metrów przed końcem (dokładnie nie wiem, bo nie byliśmy na przystani końcowej) stał słowacki flisak na brzegu. Zamachał do naszego flisaka, a ten od razu dopłynął do brzegu. Po takim zgraniu sądzę, że takie akcje zdarzają się dość często. Zaproponował nam byśmy wysiedli, bo rzekomo "stąd mamy bliżej do autobusu, a ostatni kawałek spływu już nie jest atrakcyjny i w sumie nie warto płynąć dalej". Nie chcieliśmy wyjść, bo w końcu zapłaciliśmy za całą trasę, a miejsce gdzie nas chciał wysadzić wcale nie było takie bezpieczne - stromy brzeg i mokre kamienie. Wtedy dość mocno się uniósł i niemal siłą wyciągnął nas z łodzi. Bezczelnie i po chamsku pozbył się z łodzi 6 osób z dwóch pierwszych ławek i zostało 14 na pozostałych trzech. Później na parkingu, kiedy pozostała grupa dotarła po spływie, okazało się, że policja zorganizowała kontrolę. Sprawdzano ilość pasażerów, dokumenty i trzeźwość. Jak widać, udało mu się uniknąć kary, za przeładowane łodzie, bo do przystani dopłynął z 14 osobami. Druga nasza łódź też dobiła w celu pozbycia się nadmiarowych osób.
Proszę, zamieście na swoim portalu nasze przygody ku przestrodze dla innych, którzy wybierają się na spływ. Niech wybierają polskich flisaków, a jeśli już zdecydują się na Słowaków, to niech nie wsiadają do łodzi, jeśli jest więcej niż 14 pasażerów. Mam nadzieję, że wszystko dobrze zostało opisane, bo jeszcze mnie nerwy szarpią.
Swoją drogą zastanawia mnie dlaczego kontrolerzy kontrolują tylko na przystani końcowej. Przecież ktoś mógłby ustawić się w połowie trasy, zrobić zdjęcia i na przystani końcowej byłby dowód, nawet jeśli pozbyliby się nadmiarowych osób. Albo kontrolerzy wiedzą o takim zachowaniu flisaków słowackich i przymykają na to oko, albo nie mają tego świadomości. /..../"
Sprawa spływów organizowanych po słowackiej stronie Dunajca budzi zainteresowanie Czytelników. Często otrzymujemy do naszych redakcji zgłoszenia o nieprawidłowościach, wśród których najczęściej pojawia się przekraczanie limitu osób na łodzi. Kilka dni temu otrzymaliśmy od Czytelnika zdjęcia takich jednostek. Jedno z nich jest w nagłówku, drugie poniżej.
opr. wo, podhale24.pl
komentarze